piątek, 10 czerwca 2016

"Maybe someday" - Colleen Hoover

Jak pewnie już zdążyliście zauważyć, póki co opublikowałam recenzje samych romansideł. I ta, o której pisze dzisiaj też jest romansidłem, żeby było oryginalnie :P Powiem wam, że czytam praktycznie wszystkie gatunki, tylko po prostu ostatnio miałam fazę na jakieś takie wyciskacze łez, więc przypuszczalnie jeszcze kilka recenzji tego typu się tutaj pojawi w najbliższym czasie. A teraz już przechodzę do kolejnej wspaniałej książki, którą udało mi się ostatnio przeczytać, a mowa o "Maybe someday" autorstwa Colleen Hoover. Muszę tutaj zaznaczyć, że ta książka mnie ogromnie zaskoczyła, oczywiście w pozytywny sposób. W pewnym momencie doszłam do fragmentu, którego kompletnie się nie spodziewałam, biorąc pod uwagę wcześniejsze okoliczności. A mowa tu o tym, czego dowiadujemy się zaraz po wejściu Sydney do mieszkania Ridge'a. I...nic więcej już nie zdradzę :) Ale, żeby tak mniej więcej nakreślić fabułę tym, którzy nie czytali może zacznę od początku. Sydney ma bardzo udane życie, kochającego chłopaka i najlepszą przyjaciółkę. Kocha muzykę i codziennie wieczorem wychodzi na balkon posłuchać nieznajomego sąsiada grającego na gitarze piękne utwory, które tak ją poruszają, że zaczyna układać do nich słowa. Niestety w pewnym momencie życie Sydney wali się do tego stopnia, że dziewczyna nie ma gdzie mieszkać. Z pomocą przychodzi tajemniczy muzyk - Ridge. Wkrótce obydwoje odkrywają, że łączy ich coś wyjątkowego. Jednak chłopak ma dziewczynę, którą kocha nad życie i nigdy nie opuści. Musi zdecydować, czy pójdzie za głosem serca, czy rozumu...

Jest to prawdziwy wyciskacz łez. Wzrusza i zasmuca, ale jednocześnie w pewnych momentach bawi i poprawia humor. Wspaniały, cudowny, zaskakujący i skomplikowany, kompletnie nieprzewidywalny. Sam pomysł na fabułę jest wyjątkowy, i co więcej, autorka nie tylko miała ideę, ale stworzyła z niej świetnie napisaną książkę, którą bardzo przyjemnie się czyta. Narracja podobnie jak w książce, którą recenzowałam poprzednio, podzielona jest pomiędzy dwie osoby - Ridge'a i Sydney. Osobiście uwielbiam taką formę narracji, z racji tego, że można być bardziej obiektywnym w ocenie bohaterów i naprawdę poznać ich charaktery.

Kolejnym nowatorskim pomysłem autorki było stworzenie playlisty z utworami, których teksty przewijają się przez karty książki. Jest to kolejny sposób działania na naszą wyobraźnię w trakcie czytania, co uważam za duży plus, nawet jeśli muzyka komuś nie do końca podpasuje. 

Tak więc, jak widzicie, strasznie się tutaj zachwycam dzisiaj, ale uwierzcie, że mam czym, ponieważ to jest jedna z tych książek, które zapadają głęboko w pamięć i o których rozmyśla się długo po odłożeniu na półkę. Dlatego polecam ją gorąco, szczególnie wielbicielom Colleen Hoover, bo to zdecydowanie jedna z najlepszych jej książek jakie do tej pory przeczytałam.

Do zobaczenia!


PS. Jak pewnie wiecie, Colleen Hoover jest szczególnie znana z książki "Hopeless", której także jestem zagorzałą fanką, więc w następnym poście powinna pojawić się jej recenzja (tak, kolejne romansidło, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie :))




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz